Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

i podrygując szepnęła Duparc. Jedzcie panowie i pijcie za czworo...
Pozostali jednak Laroche i Zygmunt, ani do jedzenia ani do picia nie mieli ochoty. — Pierwszy z nich zajmując stę interesami panny Duparc, podraźniony się czuł tym targiem i wymaganiami, drugi niespokojny czekał — na czém się to skończy. Domyślał się, że Fifina zażądała łańcucha granatów, a nie wiedział co od niego zań wymagać będzie. Nawykły w tém towarzystwie do cynicznego zdzierstwa, liczył już z góry — czy mu starczy na opłatę Fifinie.
Po chwilce kobiety wróciły obie, Ffina miała na szyi ów klejnot, który Zygmunt tak odzyskać pragnął. Duparc szła trochę skłopotana.
— Pan mi tego za złe nie weźmiesz, zawołała do Zygmunta... żem musiała jego podarkiem zaspokoić tę utrapioną Fifinę... prawda? Ja o panu i bez tego pamiętać będę...
— Témbardziéj ci tego za złe nie poczyta, przerwało dziewczę, zdejmując z szyi łańcuch i podając go Zygmuntowi — że ja... powracam mu jego własność!
Duparc pochyliła się na stół z okrzykiem wielkim.
— A toż co?
— Fantazya! uśmiechnęła się Fifina — mam takie dziwactwa.
Z oczu Piętki, który łańcuch pochwycił, błysnęła