Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

łał — to już koniec świata. A to też prawda że tubym leżeć sobie nie życzył, przyjdzie na sąd ostateczny wstawać, nie będzie kogo spytać o drogę na Józefatową dolinę i same niemcy... nie rozmówię się z niemi i mogę wprost pójść do piekła... żeby się z wilgoci osuszyć!
Śmieli się już oba... — At! dodał Borodzicz jedź ze mną i powszystkiemu, wioskę sprzedasz jeśli zechcesz — i co daléj będzie obmyślemy.
— A no, długi? których poczet długi — zawołał Zygmunt, mnie oni niewypuszczą ztąd...
— To moja rzecz — ja trochę grosza mam, bąknął przyjaciel cicho — jakoś się to połata. Jedziesz?
— Wieź mnie kiedy chcesz... Cóż z tobą robić — ale nie do domu! nie do Krakowa... wino węgierskie dobre... napijemy się do ostatniéj z wiurów poduszki...
W ten sposób Borodzicz wyrobił nareszcie na nim obietnicę wyjazdu po spłaceniu długów, których obrachunkiem natychmiast zająć się było potrzeba. Nie było to łatwo, gdyż Piętka dawał kwitki nie zawsze czytając co podpisuje, a lichwiarze z tego korzystali. — Gdy do rachunków przyszło... okazały się należności znaczne... ale wziąwszy sobie niemca do pomocy, Borodzicz zręczny przedstawił wierzycielom, że Piętka krwią pluł, a gdyby zmarł, nierychłoby do swego przyszli, że majątek był odłużony, daleko, a bez procesu kosztownego się nie obejdzie. Ponieważ i gospodarz z pod Trębacza świadczył o cho-