Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

pod pozorem jakimś znowu, dowiedziawszy się, że dwór zjechał, Nie było go dwa tygodnie, i pokorniuteńki powrócił. Jak go tam Elżunia tym razem przyjęła, nie wiadomo; snadź wszakże głowę mu zmyła dobrze, bo się kilka dni na siebie boczyli, poczém, jak niepyszny pan Piętka przeprosił uczyniono zgodę i był pokój i życie jak przed tém między małżeństwem przykładne.
Okazuje się jednak, iż Piętka téj dworskiéj zarazy tak był pochwycił, że się jéj pozbyć nie mógł. Nudził się na wsi i ziewał. Próbował łowów, zjeżdżali sąsiedzi, sprowadzano skrzypki, a no te wiejskie uciechy nie w smak mu szły.
Nie było tu tego przepychu, téj świetności za oczy porywającéj, tego języka wytwornego, tych niespodzianek wspaniałych, tego szumu i hałasu i zbytków jak na dworze. Zygmunt sobie to lekceważył porównywając, a przytém ta przeklęta tancerka, która się nim była chwilowo dla jego pięknéj postaci zajęła... w serce mu czy też w głowę obałamuconą wpadła.
Była to Francuzka, zręczna jak one są wszystkie, która jakiś czas zwróciła nawet oko słoneczne Króla Jegomości na siebie. I nie nazbyt młoda, i nie bardzo piękna, ale śmiała, wesoła i umiejąca się narzucić, bałamuciła tam wielu we Francyi, w Brukselli, w Dreznie, a nakoniec w Warszawie... złapała tego nieszczęśliwego Piętkę, który ją skaczącą ujrzawszy, gdy potém szczebioczącą przy wieczerzy usłyszał,