Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tom szczęśliwy, że cię takim widzę! rzekł oglądając go na wszystkie strony Gracyan, który burkę zarzucił na plecy i wstał — nigdym się nawet przyznaję ci się, nie spodziewał, że tak prędko odejdziesz...
— Bo to się kochanie moje cud stał... Jakaś babina poradziła mi, widząc moją twarz, a słysząc kaszel, owczarza z pod Ojcowa.. Uparli się go sprowadzić... ten jak mnie wziął jakiemś paskudztwem smarować... a poić, a w cieple trzymać — no cóż powiesz? po niewoli musiałem ozdrowieć. A co mi potém! westchnął Piętka.
— Co ty człowiecze pleciesz? ofuknął Borodzicz — powinieneś na mszę świętą dać i Panu Bogu dziękować. Innegoby pewnie dyabli, z pozwoleniem wzięli, tak szkaradnie krwią plułeś... A no, teraz się szanuj i po polowaniach nie lataj!
Piętka ręką machnął i zaczął świstać piosnkę o zającu.
— Co ty mi tam kazania prawisz? odezwał się. Co ma być to będzie... Mów, cożeś z wioską zrobił? Sprzedałeś?
— Jeżeli wola twa niezmienna, bo cofnąć się każdego czasu możesz — to sprzedana...
— Komu?
Borodzicz się zająknął: — Jejmość? wasza kupiła.
— A! a! rzekł Piętka — to i lepiéj. — Gadajże coś się zgodził? coś wziął?..