szy małżonek i dawną czułość okazywać się zdawał.
U Okónia, ojca jejmości, bawił z dawien dawna brat jego, który był cały swój majątek nie wiedzieć jak utracił. Nieżonaty i już niemłody niegdyś wojskowo sługiwał, potém dzierżawami chodził, ogrody i wylewy wód go niszczyły, a resztę, z desperacyi głowę straciwszy... puścił już sam niepamiętając jak.
Imię mu było Eligi. Gdy o jednéj już szkapie i wózku został, a nie wiedział gdzie się podziać, starszy brat go przyjął, przytulił i jak zasiadł tu już się nawykłszy nie ruszył. Był on tu, może lepszym niż niegdy na własném, ekonomem, włodarzem, pełnomocnym i czego jeno było potrzeba. Stryj ten i do dzieci Okóniów bardzo się był przywiązał, szczególniéj zaś Elżusię lubił, potém gdy zamąż wyszła, czasami u Piętki przesiadywał. Gdy postrach przyszedł na biedną kobiętę, że jéj się mąż rozpuszcza i bałamuci, stryj przyszedł w pomoc i na Zygmusia naglądał. Człek był powolny nadto i nie zdążał szaleńca wyśledzić, więc choć za nim jeździł, nie wytropił wcale.
Tak stały rzeczy, a pan Eligi po długiéj bytności wyjechał był właśnie do braterstwa, gdy jednego dnia pod pozorem podróży w sąsiedztwo Zygmuś summaryjnie żonę pożegnawszy wyruszył z domu. Miał niby to na noc powrócić, przyszedł jednak wieczór — jegomości ani słychu. Bywało tak nieraz, że się ochoczo zabawiwszy w sąsiedztwie, zamiast wieczorem, nazajutrz dopiero przybywał;
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.