Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

wesele tak, ażeby o sobie nic nie wiedzieli, i pracować nad zbliżeniem ich wszelkiemi sposoby.
— Reszty Pan Bóg dokona, mówił sobie — jeżeli jest wolą Jego, ażeby się to na nowo skleiło.
Gdy Piętka przybył do Mioduszewskiego, szło mu teraz o to, aby podpoiwszy i rozweseliwszy wyciągnął go na słowo, że do Cewków pojedzie na wesele...
— Kochany pan Zygmunt — odezwał się po kilku lampeczkach — po tak długiéj niebytności w naszych stronach, spodziewam się, że dłużéj u nas zabawi?
— Nie wiem sam...
— Ale zabawisz... narzucił mu Mioduszewski — nie puścimy cię. Rozerwać się powinieneś, a przyznasz, że nigdzie tak poczciwie, przyjacielsko, serdecznie się nie bawią, jak u nas... Ja naprzód pana konfiskuję na wesele mojéj Ignasi Cewkówny.
— Dajże pokój z weselem — przerwał Piętka — to nie dla mnie?
— Dla czego? będzie ludu szlacheckiego siła, zdrowe węgierskie czyste winko, com go sam sprowadzał... skrzypki dobre, a i ładnych twarzyczek nie zabraknie. Spędzimy chwile ochoczo...
— Kochany Mioduszewski — rzekł Piętka — temu lat cztery byłbym biegł za okazyjką podobną... uśmiechała mi się pohulanka tego rodzaju... ale teraz!
— Trzeba sobie dawne czasy przypomnieć.
— Nie mam ochoty!