Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

gody, wielkie budziły zajęcie. Wedle zakreślonego programu odbywało się wszystko z kolei bardzo szczęśliwie, i Elżusia w orszaku panny Ignasi postępowała ku domowi z kaplicy gdy idąc drogą około któréj szpalerem stali mężczyzni, radzi się kobietom przypatrzyć, postrzegła niedaleko... w pięknym mundurze kawaleryi wspartego na szabli, pod drzewami Zygmunta którego oczy skierowane ku niéj były!.. Mimowoli zarumieniła się piękna pani; niewiedziała ona że go tu spotkać może, nie śmiała myśli téj nawet poddawać stryjowi, aby późniéj nie budzić obawy, była jednak niemal pewna iż się Piętka jakimś sposobem na drodze jéj znajdzie. Spuściła zaraz oczy, podniosła je wnet, żeby nie myślano, iż się strwożyła, i poszła daléj. Zygmunt pozostał w miejscu z kilku znajomymi.
— Co mi to szkodzi, że on tu jest? powiedziała sobie w duchu... Nie może się zbliżyć do mnie, a po obiedzie ja natychmiast wyjadę.
Nie wiedziała szanowna pani, iż woźnica jéj już był upojony tak, że ani ręką ani nogą ruszyć nie mógł, a u kolebki koła brakło, które na lamus zaniesiono i na klucz zamknięto.
Mioduszewski przytém jako krewny i na wpół gospodarz, nie mogąc inaczéj zbliżyć z razu małżeństwa, wyprosił po cichu u tych, co przy stole rozsadzali, aby Piętkę naprzeciw żony usadowiono. Urządzono to tak doskonale, iż jejmość postrzegła się dopiero gdy już miejsce zajęła. Uchodzić nie by-