Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

W chwili gdy do krzesła ją odprowadził Zygmunt i zawahał się czy ma przy niém stanąć — Elżusia żywo się odezwała:
— Proszę choć na chwilę dać mi ochłonąć i odejść.. proszę... proszę.
Piętka natychmiast posłuszny wysunął się, dobrze to sobie w pamięci zapisawszy, iż — „choć na chwilę“ powiedziała Elżusia. Wytłómaczył to sobie w sposób bardzo prosty, iż po chwili téj nie będzie mu wzbroniono powrócić.
Tyle szczęścia tego dnia się nie spodziewał, to też do drugiéj izby wszedłszy, Mioduszewskiego widząc w progu, pochwycił go w ramiona i z wdzięczności a radości o mało nie udusił....
— Wszystko to dobrze — zawołał Mioduszewski... ale nic z tego nie będzie jeszcze, jeśli żelaza nie ubijemy dopóki gorące... Spowiadaj mi się asindziéj jak tam było...
Zygmunt nigdy w życiu tak uległym nie był nikomu jak teraz staremu przyjacielowi: opowiedział mu więc wprawdzie niedokładnie, przerywając sobie wielu wykrzyknikami, całą rozmowę... a naostatek zakończenie...
Wypili po kielichu, bo Wojski się tego domagał — daj Boże szczęście!..
— Nie zaniedbujże asindziéj, a jak tylko chwila upłynie, idź i stań za krzesłem i dokuczaj... Powiadam ci żelazo trzeba bić dopóki gorące... Jeśli się tu dziś nie zdecyduje na zgodę, jutro Okonie zaczną od-