Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

żać się nadaremnie a bez pożytku dla swej sprawy.
Elżusia była właśnie naówczas w samym rozkwicie wdzięków, tak, że każdego zachwycić mogła, a niktby oprzeć się jéj nie mógł, oprócz takiego bałamuta jak Zygmunt, któremu już była spowszedniała. Nie daremnie więc stryj Elżuni lękał się jéj podróży do Saksonii, dla niéj saméj, znając z opowiadań, co się tam na dworze i około dworu działo. Począł pilnie się opierać i odradzać — nadaremnie.
Elżusia oświadczyła, iż po męża pojedzie, dodając, że pewną jest sprowadzenia go nazad do domu.
Stryj Eligi osłupiał, ufał jednak, iż ojciec i matka od téj myśli odciągnąć ją potrafią. Była ona tak nie zwyczajną i w naszych obyczajach nie praktykowaną, iż z razu stryj wierzyć nie chciał, aby naprawdę do tego przyjść miało. Tegoż dnia zamierzał jechać do starych Okóniów, aby się z nimi naradzić dla uspokojenia bardzo rozdrażnionéj Elżusi. Już konie stały przy ganku, gdy zobaczywszy je przez okno jejmość zawołała:
— A to dokąd stryj myśli?
— Do Wólki.
— Czekajże chwilkę, tylko klucze i dyspozycyę oddam Florkowéj, boć ja z nim pojadę.
— Zatém dobrze — rzekł w duchu Eligi, tam jéj się to łacniéj z głowy wybije. Przez calutką drogę jednak o niczém nie mówiła Elżunia, tylko o swéj podróży, wypytując ile dni trzeba było jechać do Warszawy i jak ztamtąd dostać się do Saksonii. Prawdą