Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

mogło zepsutemu człeku się podobać jak pijanicy po najlepszym tokaju gorzałka.
Dali się Elżuni wygadać i nażalić jako sama chciała — ojciec zawsze sądził że gdy pierwszy ogień spłonie, potém przyjdą łzy, rozmysły, kobieca obawa, niepewność, i skończy się na tém, że Elżunia przy rodzicach posiedzi, a stryjowi Eligiemu dadzą na drogę pieniędzy i po niewiernego wyprawią.
Przez cały ten wieczór wszakże Elżusia ino o drodze mówiła, a gdy jéj pierwszy gniew przeszedł, o wyborze w podróż, o zaprzęgu, o tém jak wiele pieniędzy i ileby sług potrzebowała.
Matka szeptała: ojcu — Niechaj sobie gada — to się wygada i wszystko minie.
Poszli spać, nazajutrz rano przy piwie grzaném i kawie wszczęła się rozmowa, myślano, że się zmieni. Gdzie zaś — ta swoje jęła prawić o prędkiéj podróży, postanowionéj niezmiennie — szło jéj już tylko o radę ojcowską jak lepiéj było: — jechać skromnie i oszczędnie, czyli się po pańsku ekwipować? bo mogło przyjść do tego, że i na dworze przechować się będzie potrzeba... i najwyżéj sięgnąć, choćby do Króla Jego Mości...
Już tedy zobaczyli rodzice oboje, że nie przelewki, jęli odradzać, ani słuchać nie myślała... a co gorsza, tak ich swoją wymową pociągnęła, że matka się rozpłakała, a ojciec przeszedł na jéj stronę — nim do stołu podali.