wszystkich swoją odwagą i animuszem, iż się nikt ani śmiał już przeciwić.
Gdy do pożegnania przyszło, rzuciła się obojgu rodzicom do nóg, by ją na tę wyprawę gorszą niż na wroga pobłogosławili — upłakała się rzewnie i rozczuliła cały dwór, że jak bobry się popłakali, ile ich tam było, potém opończę narzuciwszy na bryczkę, stryja przywołała, co się jeszcze zapłakany guzdrał i — do domu. Jak pierwszym razem jadąc całą drogę była wielomówną, teraz znowu milczała aż do wrót, posępna i zamyślona.
— No — dumał stryj — znać w niéj się złamała owa wielka chęć do podróży i jechać się może rozmyśli. — Jechać mu się bardzo a bardzo nie chciało.
A no, przybywszy do siebie, Elżusia, chwili nie tracąc, wzięła się do wyboru w drogę, sama poszła do stajni konie wyznaczyć, uprząż dawać mocną, kolebkę obejrzeć kazała, aby pasy nie puściły... daléj siodła dla ludzi i zapasowy przybór, jaki naówczas wozić za sobą było potrzeba. Okazało się zaś, że nie dosyć kolebki, trzeba było i wóz kryty węgierski pod rzeczy mieć i różnych zapasów wiele, bo po drogach nie wszystkiego człek dostał, lub za zbyt drogie pieniądze. A tak przytomnie dysponowała najmniejszą rzecz, iż się ludzie i stryj wydziwić nie mogli... Już się tedy coraz jawniejszém stawało, iż z nią o tém mówić i odradzać ani było sposobu; trwoga wstąpiła w stryja Eligiego, co to z tego wszystkiego wyniknie? Przygoda była nadzwyczajna, nuż jakie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.