Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

pan nie wiem czy o tym samym, jakoby do... Saksonii pojechał.
Spojrzał stryjowi w oczy, ten się zmieszał mocno.
— A no, może być, może być — odparł cicho — bo go w domu nie ma.
— I nic o nim nie wiecie?
Tak zagadnięty stryj już nie wiedząc jak się wywinąć, ścisnął potajemnie dłoń Trzaski i szepnął: — Chodźmy gdzie daléj na bok, powiem wszystko...
Gdy do bocznéj komnaty weszli, Trzaska się odezwał sam:
— Nie potrzebujesz mi pan mówić, bo ja teraz się opamiętywam iż wszystko wiem pono. Zygmuś żonę na wsi porzuciwszy, za Diuparką tą do Drezna poleciał... niepoczciwy! Jeśli myślicie, że go w Warszawie przydybacie to się mylicie srodze. Żal mi biednéj kobiety, którą taki zawód czeka. Czy nie lepiéjby na to coś wcześnie radzić?
— Nie ma co już radzić, ponuro ozwał się stryj bo ona wszyściuteńko wie.
— Co? że mąż za francuzką drapnął?
— A no wie.
— I cóż myśli?...
Stryj tak zagadnięty nie miał co taić, a oprócz tego człek był co całe życie języka za zębami trzymać nie umiał.
— Co myśli — mruknął — waćpan jéj nie znasz to kobieta jakich na świecie nie ma. Ona wybrała się