Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

mu odwagi brakło, lecz że zleniwiał i na awantury oczewiste puszczać się nie miał najmniejszéj ochoty. Wracał chmurny do domu, gdy w ulicy posłyszał za sobą.
— Czołem panu Okóniowi!
Obrócił się i ze zdumieniem postrzegł Seweryna Trzaskę, który na tęgim siwoszu, w pięknym rzędzie, paradował przez ulicę.
— A asindziéj tu co robisz, stolnikowiczu? zapytał.
— Jak widzicie — wlokę się... utrapiony mnie gna interes.
— Dokąd?
— Niewiem jeszcze, rzekł Trzaska, przygnał mnie tu, może popędzi gdzie daléj!... a no sprawa gardłowa.
— Hę! gardłowa!! a cóż to o niéj słychać nawet nie było w Czerwonéj Kamienicy?
— W godzinę po waszym wyjeździe odebrałem list od referendarza... a że u mnie pali się wszystko i w sercu i w rękach, otom ci tu jest! A wy ztąd rychło?
Eligi wzdychał.
— Dziś, jutro, rzekł, gdyby mnie słuchać chciała albo Brzezińskiego, który u niéj był... i gadać umiał — nawrócilibyśmy do domu... ale herod-baba uparta!
— Co asindziej mówisz! to niewiasta heroiczna!