Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

zawołał Trzaska czapkę z piórem podnosząc do góry.
Eligi nie odpowiedział nic... pokłonił się i myślał oddalić.
— Kiedyż jedziecie? spytał Trzaska.
— Jeśli nie dziś jeszcze, jutro pewnie... Czołem.
— Czołem, rzekł młodzieniec, a złóżcie tam respekt mój u nóg heroiny. To mówiąc siwosza spiął, błotem bryzgnął i — tyleście go widzieli. Eligi do gospody powróciwszy nic pilniejszego nie miał nad to, by synowicy wyspowiadać się ze spotkania z Trzaską, i opowiedzieć jéj całą admiracyą jaką miał dla niéj.
Znowu piękne brwi Elżusi nachmurzyły się i ściągnęły — pokiwała główką dziwnie... — Co go tu przygnało?
— Ani bym grosza nie dał, że wasze piękne oczy, rzekł stryj — jeśli się myśli za nami wlec, pięknego nam piwa nawarzy.
— Gościniec każdemu wolny — odezwała się Elżunia, a!e bym mu nie życzyła nadto mi się na oczy nawijać, by odprawy nie dostał jakiej się nie spodziewa.
Z ukosa spojrzał stryj Eligi, mrucząc pod nosem — herod-baba!
A tu już tłumoki pakowano i konie kazano zaprzęgać, i Elżusia do drogi przebrana, przeze drzwi wyglądała do sieni rychłoli będzie gotowo. Spieszyła