teraz bardziéj jeszcze może, dowiedziawszy się o Trzasce, którego pogoń nie w smak jéj poszła.
Pierwszego dnia podróży nie trafiło się nic szczególnego, kraj do koła wyglądał jakoś pusto i smutno. Mnogie wojsk pochody go zniszczyły. Widać było na pół opuszczone wioski, poobłamywane płoty, dwory odrapane, zboża w polach mizerne i bydełko zdrobniałe. Gdziekolwiek szlakiem szli sasi lub inne obce żołnierstwo, mało tam i ludzi i trzody i zapasu zostało. Gdzie nie gdzie z przed kilkoletniéj wojny napotykali pobojowiska znaczne po usypanych w polu kurhanach. Na gościńcu mijali się z dworami jednych panów, którzy do Saksonii dążyli, drugich co z niéj powracali. Po gospodach trudno było o miejsce, o obroki, o izbę jaką taką. Tak samo i nazajutrz stryj Eligi kłopotać się musiał, a na dobitkę nowo okute koła okazały się gorszemi od starych i obręcz jedna zaczęła się luzować tak, iż ją koniecznie na nowo przymocować należało. Kowala nie znaleźli na popasie, różnemi więc domowemi środkami lecząc chore koło, dowlekli się do miasteczka, w którem im rzemieślnika obiecywano. Pod noc już i przy zbierających się na burzę chmurach wjechali na rynek ostawiony gospodami. Na nieszczęście jarmark był w mieścinie, domy pełne, a na nocleg z obu stron od Drezna i Warszawy naściągało tyle dworów, iż gdzie tylko stryj Eligi wszedł za głowę się brał, widząc wszędzie tabory. Już był niemal nadzieję stracił żeby miejsce choć szczupłe zdobyć się dało, gdy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.