Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Elżusia ulitowawszy się nad starym, sama z kolebki wysiadła. Na szczęśliwą trafiła chwilę, bo właśnie przeciw miejsca tego, wyszedł był na chmury znać patrzeć, mężczyzna dorodny z laską w ręku, któremu z obu stron dwóch suto wschodnią modą ubranych karłów towarzyszyło. Wielki musiał być pan, bo to i strój i mina i ów karli dwór dowodził. Pięknego wzrostu, postawy kształtnéj, twarzy rumianéj i pogodnéj, w podróżnym stroju z węgierska złotem uszamerowanym obficie; nieznajomy ów gdy z chmur na ziemię rzucił okiem, postrzegł Elżusię i jakby osłupiał oczów od niéj nie mogąc odciągnąć. A że tuż stryj Eligi krzątał się rozpowiadając jéj o swych niefortunnych przygodach, i poznać było łatwo, że tu jakieś zachodziły trudności, pchnął karła jednego by ku niemu pana Eligiego prosił. Niezrozumiał zrazu stary czego od niego chciano, przecież ów służka złocisty nie dał mu się namyślać — zbliżył się więc ku stojącemu jegomości z pokłonem.
— Przepraszam asindzieja — zawołał pan — nie byłbym inkomodował, a no téj pięknéj pani niechciałem być natrętnym. Widzę żeście państwo w kłopocie — jam tu dworem moim całą gospodę zajął — czém służyć mogę? Jestem wojewoda inowrocławski. I rzucił nazwisko.
Pan Eligi wielce szanujący dostojników, pokłonił się do kolan.
— Mości wojewodo, rzekł nie mamy kąta z syno-