— Niechże i asindzieja poznam, odezwał się do stryja.
— Jestem Eligi Okóń Pienkowski, rodzony ojca pani Piętkowéj, który jéj w podróży towarzyszę.
— Dokąd że?
— Do Drezna jedziemy.
— A to chyba króla jegomości od Denhofowéj odsadzać! zawołał wojewoda, bo jak tę piękność zobaczy, i o Cosel i o Königsmark i o księżnie Teszeńskiéj i o ostatniéj zapomni, zaśmiał się wojewoda.
— Wolne żarty! panie wojewodo — moja synowica wcale tego na myśli nie ma. My ludzie starego autoramentu, a Elżusia moja skromne dziecko.
— Czemuż jéj maski na twarz nie włożycie, ciągle żartobliwie mówił wojewoda — by najcnotliwszą była ludziom szkodliwszą być musi, bo niezwyciężonéj jest piękności niewiastą.
— Jeśli mam prawdę rzec — szepnął stryj, ona piękność to jeszcze najmniejszy z tych przymiotów, któremi Bóg obdarzyć ją raczył, bo i głowa i rozum i serce, kto ją pozna z blizka, o twarzy zapomnieć każą.
Stryj znać pod wpływem wymowy wojewodzińskiéj zdobył się na tak piękną pochwałę i uradowany sobą, dokończywszy odpoczął.
— Bardzo wierzę co mi asindziej mówisz, bo to wszystko sama twarz wyraża — dodał wojewoda. Jeśli też zapytać wolno, co ją do Drezna prowadzi?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.