Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

Stryj Eligi, jakkolwiek gatatliwy i wielce szanujący senatorską godność pytającego, zmięszał się tém pytaniem. Nie miał prawa synowicy z sekretu wydawać.
— Delikatnéj natury, nader delikatnéj natury interes, mruknął spuszczając oczy, i raczysz mnie pan wojewoda uwolnić, jeśli być może, od odpowiedzi.
— A zatém, śmiejąc się rzekł pan i poklepał po ramiemieniu Eligiego — zatém przysięgam, że amor gra w tém jakąś rolę. Nie może to być — by się ta natrętna mucha około tego cukru nie kręciła!!!
— Hm, bąknął stryj — ja nic powiedzieć nie mogę.
— Panie Okóń, przerwał wojewoda — jadę też ja do Drezna, to się dowiem! tajemnica się przedemną nie utai żadna.
— Ani bym ja śmiał tak łaskawemu na nas panu a dobrodziejowi, i tak dostojnemu senatorowi tajemnicę czynić z czego, gdyby o mnie szło... a z moją synowicą, przyznam się panu wojewodzie — niebezpieczna sprawa, gdybym się źle znalazł.
— Cóż tedy? co? jakaby asindzieja kara spotkała? zaśmiał się wojewoda.
— To tylko wiem, że narazić się na nię nie ważę, bo kobieta jak piękna tak popędliwa i gwałtowna.
Wygadał się już nieco stryj Eligi.
— Doprawdy! proszę! rzekł wojewoda — a i to jéj z oczów patrzy. A no w niewieście jak w koniu arabskim ogień wielki znaczy krew szlachetną. Ale to wszystko mocno moją obudzą ciekawość.