w miasteczku było powodem, że się tak niespodzianie zetknęli.
— Cóż ty tu robisz? zapytał się Eligi.
— Ja? co ja tu robię — mówił Gracyan przeciągając dla namyślenia się — w istocie panu się zdawać może dziwném co ja tu robię, nieprawdaż? ha! a ja też nie mogę się wydziwić jakim trafem tu pana spotykam?
— Czyś waćpan w domu był? spytał stryj.
— Kiedy?
— A no teraz w Wiązówce byłeś?
— Jakto?
— Z tamtąd jedziesz?
Borodzicz zmiarkował, że się jednem kłamstwem śmiałem uratuje.
— Ja? ja jadę od familii. Cztery tygodnie jak nie byłem w domu.
— Nic nie wiesz?
— A cóż mam wiedzieć!
Stryj Eligi odetchnął. Nic nie wiesz? Zygmuś uciekł z diablicą, a my z Elżusią za nim goniemy! Ona tu jest.
— Tu jest? zawołał niby dziwiąc się Gracyan.
— Tu! i stryj wskazał na gospodę.
Duch wstąpił w Borodzicza.
— Otóż, rzekł, szczęśliwy trafunek mnie tu sprowadza.
— Bardzo szczęśliwy... chodź do Elżusi, będzie ci
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.