Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Na stole zastawionym obficie, ubranym w wazony, szkła, kwiaty, porcelanę, figurki, w półmiskach stały owoce, potrawy, cukry i łakocie. Postrojone kobiety oparte jedna na łokciu, druga na ramieniu mężczyzny, inna z rękami w wieniec nad głową, patrzały wszystkie na nieszczęśliwego Dziembę. Stroje ich były osobliwe, a jaskrawe i mnóztwem świecideł popstrzone... jaskrawe też twarzyczki i oczy i usta wiśniowe, około których loki fryzur i brylanty zausznic i naszyjników łyskały. Wśród nich naprzemian siedzieli mężczyzni w maskach, jeden z nosem ogromnym i chińskiemi wąsami do pasa, drugi w sukni Arlekina, trzeci w peruce jak fura siana i okularach jak talerze, czwarty z rogami na głowie i uszami sterczącemi do góry.
Patrzał Dziemba, patrzał na ten bankiet osobliwszy i coraz go nieruchomość ta więcéj męczyła, gdy — nagle muzyka jakaś słyszeć się dała... wszystko ożywiło się, ruszyło, zagadało, a jedna z pań jęła Dziembę ręką zapraszać do stołu i wołać usty śmiechu pełnemi:
— Siemba — Siemba!
— Mężczyzna w peruce i okularach podniósł kielich pełny do góry i wyciągnął go ku niemu, wołając — Fifat Siemba!! Wszyscy przytomni pochwycili za szklanki, kielichy, flaszki i echem rozległo się — Fifat!!
Wszystko mu się jeszcze zdawało, że gdzieś w stajni pod Trębaczem usnął, że mu się licho wie co ma-