rzy, a radby się był z tego snu otrząsnął, gdy głośnym śmiechem parsknął ten co miał rogi, zerwał maskę z twarzy i uradowany Dziemba ujrzał — kochanego Zygmusia.
Zygmuś bawił się tu szczęśliwie, avec les Comediens ordinaires du Roi... Skoczył on z za stołu i pobiegł do zdumionego chłopaka. Wszyscy ogromnym znowu chórem śmieli się i klaskali. Prolog sztuki doskonale był odegrany. Posadzono Dziembę do stołu nie pytając o nic, nalano mu puhar wina, podsunięto pieczeń, a gdy reszta towarzystwa weseliła się jako chciała śpiewając i krzycząc, Zygmunt klapnął go po ramieniu.
— Co ty tu robisz? zkądeś się tu wziął?
— Z dobréj woli pewniebym był się nie zabił w ten kraj niemiecki, westchnął Julek — ale mnie miłość ku panu przygnała.
— Cóżeś się zatęsknił? parsknął Zygmuś.
— Gdzie zaś panie! gdybym tęsknił tobym musiał zdychać, bo dogodzić sobie trudno — a no nieszczęście się stało.
— Co za nieszczęście?
Dziemba namyślał się jak mu to ma powiedzieć.
— Jejmość okrutnie się na pana rozsierdziła.
— Ale ba — to minie.
— Pono nie, bo ona tu za panem jedzie, a na moje uszy słyszałem, że się temi słowy odgrażała: — — jak psu mu w łeb strzelę!!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.