Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

mi aksamitnemi, wybielona i wymalowana, a muszkami upstrzona, przybiegła nagle, sparła się na ramieniu Zygmusia poufale, i nagadawszy mu coś na ucho, maleńką rączką klapnęła go po twarzy...
Zygmuś się odwrócił, chcąc za to uderzenie ukarać gdy jéjmościanka poskoczyła w powietrzu jak fryga, okręciła się, uderzyła raz jeszcze, skoczyła na krzesło, z krzesła na stół, między wazony i kieliszki, ominęła je szczęśliwie żadnego nie potrąciwszy, furknęła na prawe krzesło, usiadła w niém poważnie bardzo i pokazała Zygmusiowi dwie różowe figi z dodatkiem niemniéj różowego końca języczka. Odbyło się to tak szybko, że Piętka nie miał czasu wydobyć się z krzesła, a Ziemba zdumiony wywrócił swój kieliszek i rozlał wino... Grzmot oklasków zgromadzenia nagrodził zręczność balleriny. Któż inny jak tancerka mógł takiéj sztuki dokazać?
Śmiech powszechny powitał też bezsilne usiłowanie Zygmunta, który chciał się dostać do winowajczyni, ale ręce wszystkich współbiesiadników łapały go i zatrzymywały na drodze, arlekin go bił dostawszy łopatkę z za krzesła, podstawiano nogi i krzesełka, lano mu wodę za kołnierz, na ostatek jegomość w peruce zręcznie ją zdjąwszy ze swéj łyséj głowy, wrzucił Zygmusiowi na odwrót, tak że jéj tylne pukle oczy mu zasłoniły...
Dziemba patrzał, nie wiedząc czy bronić Zygmunta czy śmiać się, czy uciekać... Zamęt był straszny, lecz skończył się w sposób bardzo osobliwy: porwano