Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

drobne kształty, maleńką główkę gładko uczesaną i niczem nie pokrytą, ręce załamane i ściśnione. Im bardziej się w to zjawienie wpatrywał, tem więcej dla niego nabierało zajęcia. Uczuł że po za tą modlitwą musiało być życie ciekawe, zarody cierpień, wiele boleści i pojął że po tej modlitwie następowała przyszłość niemniej zagadkowa i tajemnicza. Przeszłość i przyszłość tej kobiety zajęły go i zapaliły, dałby był wiele, żeby to życie wiedzieć, które w tej chwili wykwitało w smutnej modlitwie. Pomyślał, że dziewczynka skończy kiedyś przecie, odejdzie i czekał. Ona klęczała z załamanemi rękoma, tylko po chwilce opadła, skurczyła się, opuściła ręce, obwinęła chustką, sparła o mur i zdawała się już dumać nie modlić.
Wśród dumania wyrywały jej się niezrozumiałe pół słowa, zrozumialsze westchnienia; nareszcie głowa co raz na piersi się pochylać zaczęła, jak gdyby pod ciężarem jakim i dziewczynka widocznie usnęła.
Młody człowiek ujrzał to ze zdumieniem, sądził że przypadkiem chyba, ze znużenia w takiem miejscu zadrzemać mogła i umyślnie stuknieniem o kamienie ją przebudził. Obejrzała się, westchnęła, podniosła oczy na obraz i usnęła znowu.
— Miałażby tu noc przepędzić w ulicy? — pomyślał, — to niepodobna prawie! Cóżby to znaczyło?
— Poczekajmy! — I znowu czekał pochwycony za serce tą postacią tajemniczą.
Czekał długo, czekał niecierpliwie, nic się nie mogąc doczekać, gdyż dziewczynka w pół siedząc, w pół klęcząc spała. Zegar u św. Kazimierza bił pierwszą z północy.
— Pójdę do domu, — rzekł w sobie Edward, — to chyba żebraczka.