Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

tych. A przed ołtarzem jaśniejącym światłami, odprawiała się msza, której dźwięki tonęły w szumnym gwarze miasta. Edward, który szedł pełen uczucia, na widok tego życia zwierzęcego, poruszającego się w ulicy, bezwstydnie wrzeszczącego; ostygł i nie potrafił się pomodlić. Szukał tylko okiem miejsca, w którem wczoraj widział spiącą dziewczynkę. Było zajęte, klęczała tam kobieta, zdało mu się że ta sama, ale któż wie? Skromny był jej ubiór, sukienka ciemna, chusteczka wełniana, fartuszek, włosy uczesane gładko, obówie czyste i zręczne. Modliła się z zapałem, z przejęciem, ze łzami, wzniesione miała oczy, ręce załamane, nie widziała, nie słyszała otaczającego ją świata. Twarz jej w tej chwili byłaby malarzowi za wzór najlepszy religijnego uniesienia posłużyła. Blada, przezroczystej owej bladości, nie nosiła jednak żadnych śladów, które niemoc ciała i choroby zostawują. Oczy wielkie czarne, łzawe, nieruchomie utkwione były w obrazie; usta różowe, w pół otwarte, maleńkie, dziecinne, świeciły ząbkami białemi. Wyrazu jaki te rysy ożywiał, opromieniał, opisać niepodobna; nie zmieniał on tyle twarzy, aby je piórem lub pęzlem wydać było można, duszą je tylko uczuć i duszą odtworzyć wielki sztukmistrz byłby w stanie. Rzekłbyś, jedna z tych zapłakanych główek, które Greuze tak nienaśladowanie tworzyć umiał.
Wpatrzywszy się w zachwycającą tę postać, Edward kilka razy pomyślał, że to wczorajsza Julka, która spała pod płaszczem Matki Boskiej, ale nie wierzył znowu w domysły, gdy szlachetnym rysom się przyglądał, zdającym się nie godzić z życiem tak biednej istoty, którą wyobrażał sobie uwiędłą, podciętą, zgniecioną.
I jak wczoraj przytrzymała go niewyraźna w cie-