Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

czyni! Wystawmy sobie człowieka, któryby żył nie światem i dniem dzisiejszym, ale Bogiem i wiarą, wiarą cały... jakaż filozofja, jaka nieczułość, jaka pociecha zewnętrzna, wyrówna tej tarczy jego, którą zbrojny, niezwyciężonym się staje? A jednak, dla czegoż ta wiara tak sponiewierana, że ją ledwie ci w sercach chowają, którzy już żadnej ofiary nie czynią z życia, gdy je dla niej święcą? Czemuż wszyscy wolą cierpieć, wolą rozpaczać, niż wierzyć w pokoju? Bo — tu się Edward zamyślił — bo jedna część ludzi, — rzekł do siebie po chwili, — od dzieciństwa nie widziała przykładów wiary i nie uczuła jej potrzeby, nie pojmując ważności; a druga wstydzi się wierzyć! Alboż nie ma takich, którzy się modlą tajemnie, a pokrywają uczucia religijne jak występek, aby ich nikt nie zobaczył, tak jak gdyby one były tylko zabawką, jakiemuś tylko wiekowi i pewnym położeniom towarzyskim właściwą?
Tak myślał Edward, a serce jego otwierało się, czuł się szczęśliwszym, spokojniejszym, ufniejszym w przyszłość niż kiedykolwiek. Zdawało mu się, że świat nawet popiękniał, drzewa pozieleniały, niebo pojaśniało, i ptacy weselej śpiewali i ludzie polepszeli.
Wieczór był, gdy do miasta powrócił.
Miasto tylko co się oświecało jeszcze i stroiło do zabawy, która ustać miała dopiero o północy, po północy. Okna zapuszczone sztorami, całemi rzędami jaśniały w ciemnościach, rewerbery jeden po drugim zapalały się, stragany i sklepy łojówkami i kienkietami stroiły. Ruch trwał jeszcze jak we dnie, tylko przechodnie byli rzadsi, a wśród pieszych wybitnie, odznaczali się chłopcy uliczni świszczący piosenki i dziewczęta chichoczące lub nucące, jakby dla przywabienia do siebie. Tam i ówdzie