mógłbym go był dziesięć razy dłuższym uczynić) powracamy do rzeczy.
Edward trzeci raz już spotkawszy nieznajomą dziewczynkę, skutkiem zapewne szczególniejszego usposobienia duszy, uczuł się nią silnie zajęty. Nie każda jałmużna, którą dajem, przywiązuje do obdarzonego, jego dar tajemniczy, zdawało się, że połączył jakimś węzłem z ową biedną Julką, że na niego włożył jakieś względem niej obowiązki. Broniąc się myślom o niej, bo czuł całą ich śmieszność, mimowolnie dumał, w nocy widział ją we snach, wstał z postanowieniem mocnem wyszukania jej, ofiarowania pomocy, dowiedzenia się o przeszłości. Nie poszedł jednak rano do Ostrej-bramy, oczekując wieczora, a prawie pewnym będąc, że ją wieczór na zwykłej modlitwie zastanie. Dzień mu się wydał długi i nudny, i nie dziw, oczekiwanie zawsze czas przedłuża, doświadczył tego każdy. Śmiesznie też, gdy kto utrzymuje, że dwie godziny są sobie równe, bo mają równą ilość minut i t. p. Śmiesznie, gdy chcą koniecznie zrównoważyć rok szczęścia z rokiem cierpienia, bo oba równą ilość dni miały.
Nadszedł wieczór. Edward zmrokiem był u Ostrej-bramy... omylił się, nie było jej tutaj. Zaledwie oczom swym wierzył. Przeczucie mówiło do niego tak głośno, tak wyraźnie, że ją tam znajdzie: byłby przysiągł, że nie omyli, a jednak... Edward zaprzysiągł, że żadnemu przeczuciu nie uwierzy: i gdy tak przysięgał, nie odchodził przecie, sparł się i czekał. W kątku jego duszy była iskierka nadziei... patrzał na miejsce, które zajmowała Julka, niekiedy spoglądał w ulicę, ale nikt nie przychodził. Edward zaczął się modlić, uczuł się bardzo smutnym, wstydził się sam siebie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.