— Dowiedzieć się tylko coś za jedna i dla czego spałaś kilka nocy w galerji: czy nie masz opiekuna, miejsca, służby, sposobu do życia?
— Proszę, a cóż panu do tego? — odpowiedziała idąc już dalej nieznajoma.
— Ale stój-że — zatrzymując ją, wołał Edward — nie wiedzieć czego boisz się mnie. Ja nie jestem z tych młodych ludzi, którzy dla twarzyczki tylko gonią za dziewczętami, mogłaś mnie widzieć modlącego się... Uczułem litość nad twoim losem, zwierz mi się i zaufaj.
Dziewczyna wstrzymała się znowu, zastanowiła i spojrzała Edwardowi w oczy ciekawie, ale nic nie powiedziała. Zdawała się zdziwiona niezmiernie.
— Trzy dni, jak co dzień widzę cię rano i wieczorem u Ostrej-bramy: czuwałem nad tobą, gdyś spała pod galerją: słyszałem cię narzekającą przez sen, płaczącą przed obrazem... Musisz być nieszczęśliwa: może nie masz sposobu do życia, może...
— Ale zkąd-że ta litość? — spytała dziewczyna naiwnie.
— Alboż ona jest tak dziwna?
— Nie dziwuję się jej, ale boję od pana — odpowiedziała.
— Dla czegoż? mam-że minę zbójcy?
Dziewczyna kręcąc końce chustki, nic nie odpowiedziała, spuściła tylko głowę.
Edward sam skończył:
— Pojmuję zresztą, moja miła. Całe życie widziałaś młodych roztrzepańców i boisz się mojej młodości.
Uśmiechnęła się dziewczynka, i kłaniając się powiedziała:
— Dobranoc!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.