Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale sama jedna, bez pomocy, rady, opieki, tak młoda, cóż ty poradzisz?
— Mam Opiekunkę.
— Kogo? gdzie?
Odwróciła się ku Ostrej-bramie i przeżegnała, mówiąc: Matkę Boską!
— Słuchaj — rzekł Edward po chwilce milczenia — a naprzód odpędź wszelki strach, wszelkie niedowiarstwo. Widziałem cię w największem twojem nieszczęściu, pobożność twoja podobała mi się, interesujesz mnie; jeślibyś kiedy potrzebowała mojej pomocy, zgłoś się do mnie, oto mój adres i nazwisko. Teraz na początek handlu daję ci jeszcze sto złotych, najmij lepsze mieszkanie... Za moją litość zapłacisz mi, jeśli opowiedzieć zechcesz, co cię do tego stanu przywiodło, żeś nie miała gdzie głowy położyć?
Dziewczyna zdziwiona, przelękła prawie na widok pieniędzy, cofnęła się.
— Cóż to, boisz się znowu?
— Panie! ale panie! — bąknęła — bo prawdziwie, bo...
— Weź to jako dar Matki Bożej, nie mój, jako nagrodę ufności w jej opiece. Jutro nad wieczorem przyjdę do twego sklepiku pogadać z tobą.
— Ach! zmiłuj się pan — zakrzyknęło dziewczę, wzięte, oddając pieniądze — nie czyń-że tego, proszę! nie czyń.
— Czemuż?
— Ja nie chcę, nie chcę, dośćby na moją zgubę jednej takiej rozmowy.
— Przecież się muszę dowiedzieć więcej o tobie.
— Ach, ale nie tam... wszyscy będą myśleli...
— Do siebie nie pozwolisz mi przyjść, i o to nie proszę... to by ci więcej szkodzić mogło.