Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

na krewnych. Chciał mnie bronić, ale nadbiegli, w oczach jego łajać mnie zaczęli, domagać się, aby mnie odprawił. Tyle krzykiem swoim sprawili na biednym, osłabionym starym, iż milczeniem na wszystko dozwolił. Nie miał siły się oprzeć. Płaczącą wyrzucono mnie za drzwi, wśród śmiechu, szyderstwa i naigrawań sług obcych. A! jakże mi się okropnie serce krajało, kiedym wychodziła z domu, w którym tak dobrze niegdyś mi było, w którym rzucałam biednego starego pana w ręku rozbójników! Lecz cóż począć było? Zabrawszy rzeczy, poszłam do Ostrej-bramy.
Cały dzień tam przesiedziałam, całą noc... Pan widziałeś mnie i wiesz resztę.
Edward, który z ciekawością słuchał naiwnego opowiadania Julki, powstał w tej chwili zadumany.
— Biedna sierota! — zawołał — miałaś przeszłość ciężką, bez pociech, rodziny, opiekunów, rzucał cię los z tułactwa w tułactwo... mam nadzieję, że przyszłość lepsza będzie.
Julka nic nie odpowiedziała.
— Umiesz ty czytać? — spytał po chwili Edward.
— Trochę.
— Cóżeś czytywała?
— Książki nabożne.
— Co za szkoda — pomyślał w sobie młody opiekun. — Tak piękna, według wszelkiego podobieństwa pełna zdatności, oczywiście roztropna i poczciwa, zginie w tłumie, na dnie gminu!
Chciał jeszcze coś do Julki powiedzieć, lecz ona wskazując na dogorywającą na kominku świecę, rzekła po cichu:
— Dobranoc panu, już późno.