które dawniej tak bardzo na nie wykrzykiwano, żadnego, prócz tego jednego. Czemuż nie są po większej części tak piękne w środku, jak po wierzchu? czemu obiecują duszę, gdy nie mają tylko instynkta? czemu świecą poezją przez oczy, gdy nie czują co poezja? czemu uniesienie grają, gdy wewnątrz nich chłodno jest jak pod północnym biegunem? A tu znowu potrzeba uniewinnić kobiety, i oneby nie oszukiwały, gdyby z jednej strony... ale dajmy temu pokój, bośmy się puścili manowcami jak podróżny, który postrzegłszy kwiatki, rzuca gościniec, aby się im przypatrzeć bliżej: wróćmy do Edwarda i Julki.
Czego najbardziej na widok pięknej dziewczynki doznawał Edward, to przykrego uczucia politowania nad zaniedbanem jej ukształceniem. Zdawało mu się, był przekonany, że gdyby inny świat, inne wyobrażenie ją otoczyły, stałaby się czemś niewidzianem, cudownem, istotą rzadką, łączącą w sobie wszystko, co tworzy ideał. Zajęty nią i zajmujący się co raz bardziej, potrzebował tej hipotezy, na wytłumaczenie przed sobą swojego przywiązania ku niej. Tymczasem hipoteza ta zupełnie a priori wzięta, zasadzała się na jednym tylko egzystującym przymiocie... piękności. Z niej domyślał się Edward reszty, za oznakę pięknej duszy biorąc tę pobożność posunioną do egzaltacji, która cechowała sierotę.
Witając ją z rana, dobranoc mówiąc wieczorem, przechodząc, poglądając, nazwyczajał się Edward patrzeć na tę twarz tak wdzięczną i powziął coraz silniej myśl próby ukształcenia, które wprawdzie przychodziło trochę późno... ale rachował na ekscentryczność istoty, na jej zdatności, a trochę na tę empiryczną edukacją, którą daje miasto, a która przysposabia (jeśli nie zawadza) do dalszego potem ukształcenia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.