Z ciekawością, z niepokojem nieopisanym, Edward upatrywał postępów swojej wychowanki. Z początku były one bardzo powolne; czytała niejako z przymusu, z nakazu, póki nie chwyciła ją ciekawość, zapał, póki zrozumianych słów kilka, zwyciężoną trudnością nie wwiodły ją w dalszą drogę. Jakkolwiek Edward dobierał książek; nie mogły one być dla niej zupełnie stosowne, ztąd nie raz gdy ich pojąć nie mogła, wytłumaczyć sobie nie umiała, traciła ochotę. Ale to były początki tylko: w miarę jak oswojona z językiem, z słowy, z myślami, wchodziła w świat pisany, tak różny od jej ulicznego świata, żądza poznania, dowiedzenia się, nauczenia, ogarniała jej duszę.
Razem znowu z postępem tym, rodził się w jej piersiach smutek, tęsknota, niepokój. Ucząc się więcej, poznając, pojmując, zaczynała jakby brzydzić się sobą, jakby tęsknić za czem lepszem. Broniła ją wprawdzie pobożność, lecz dziewczynka nie mogła bez pomocy cudzej wznieść się tak wysoko duszą, aby w młodości pogardzić wszystkiem a niczego nie żałować... Wzdychała mimo woli do Matki Bożej, pytając, czemu tak była biedną. Niedawno jeszcze ubogi kramik i licha izdebka były dla niej wielkiem szczęściem, teraz gorączka powolna trawić ją zaczynała, spoglądając na siebie, na otaczających, których już nie rozumiała, którzy jej nie pojmowali, a z którymi jednak żyć musiała.
Wszystko to rodziło się stopniami, powoli, jedno z drugiego... Edward nie postrzegał nic, prócz zadziwiającego wkrótce postępu dziewczyny.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.