prócz postępu nie widział, może też dziewczynka taiła przed nim myśli i uczucia swoje, wstydząc się ich trochę, przez dumę. Nie chciała dać poznać, że żądała czegoś więcej nad to co miała. Czując się strutą i nieszczęśliwą, Julka jednak nie odpychała trucizny, coraz to co innego dawał jej czytać Edward, coraz to żwawiej pożerała, a on tylko zdolnościom się dziwił. Tak rok i więcej ubiegł, rok który zmienił przyszłość ich obojga, zarodami które zostawił po sobie. W istocie chłodny nawet widz musiałby przyznać, że prosta dziewczynka, która ledwie czytała książki nabożne, cudownie postąpiła, gdy w końcu czytała i rozumiała wszystko, co zwykle najlepiej wychowane czytają kobiety. Edward już mógł z nią swobodnie rozmawiać, pewny był że go pojmie, nie wstrzymywał się jak dawniej, nie pilnował ustawicznie, był sobą samym. Naówczas nie mogąc się dość nasycić, nacieszyć dziełem swojem, wymykał się z domu, uciekał od wszystkich, biegł do niej i wpatrując się w czarne oczy, które już zwykły mówić do duszy, bo dusza była, żyła i objawiała się: wyobrażał sobie że schwytał anioła lecącego nad ziemią i przytrzymał za skrzydła.
Kiedy pierwszy raz wylał się z myślami, i uczuł się zrozumianym, pojętym, kiedy pierwszy raz poznał z jej odpowiedzi, że stali na jednym świecie... Edward uczuł nagle że kochał... Tak być musiało.
Nie powiedział jej Edward co uczuł, a jednak, ona się domyśliła wszystkiego, zadrżała, posunęła rękę po czole i smutnie dumając została w swojej izdebce.
Przebiegła myślą swój los, stanęła nad ostatnim ro-