Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem, przejrzała go i pożałowała przeszłości, bo lękała się jutra. To uczucie którego się domyślała w Edwardzie, miłe jej było, pochlebiało jej, odpowiadało jakiemuś niepojętemu bojaźliwemu oczekiwaniu, a jednak jakby przeczuciem, zlękła się postrzegłszy je, domyśliwszy się go.
— Co będzie! co będzie! ty jedna wiesz Matko Boża, — zawołała, — i ty odwróć złe od biednej sieroty! Ach! pocóż on mnie poznał, a jam świat poznała i weszła tam, gdziem nie powinna była przestępować progu!
Duszno jej było w izdebce, ciasno, wybiegła w ulice, odetchnęła całemi piersiami, pochwyciła się za głowę.
— A ja? a ja? — spytała — kochamże go? Spojrzała w siebie.
— Gdyby mi przyszło nigdy go nie widzieć? Zdaje się żebym umarła! Edward to mój ojciec, świat, nauczyciel, dobroczyńca i anioł stróż! Ale niech on o tem nie wie, niech nigdy nie wie, że mi popsuł życie, i że ja go kocham! Moja miłość zatrułaby jego los cały, a wiedząc o nieszczęściu, wymawiałby je sobie. Nigdy wiedzieć nie będzie, nigdy!
W tej chwili tak się czuła znużoną, niespokojną, biedną, że zwróciwszy oczy w stronę Ostrej-bramy, przypomniawszy ile razy w modlitwie znalazła pociechę, zwróciła się na światełko błyszczące przed obrazem. Biegła nie szła, wsunęła się pod galerją na dawne miejsce i padła na kolana.
Chciała się modlić, nie mogła, dziwne, straszne, niepojęte myśli sunęły się po głowie rozżarzonej jak senne widma, zaczynała i nie kończyła i zapominała o modlitwie. Postrzegłszy to rozpłakała się nad sobą.
— Takżem zepsuta, zła, tak zajęta sobą i światem,