Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

że mi nawet ostatni ratunek nic pomódz nie może? I ty, Matko Boża, odpychasz mnie! kiedy najwięcej cudu mi Twego i opieki potrzeba; bo jakże mój stan i przyszłość pogodzić z tem, co się dzieje w duszy, co się gotuje przedemną! O! Matko Boża! daj mi wytrwać, daj mi wyjść z walki czystą, bez zgryzoty, nieszczęśliwą ale niepokalaną! Daj mi wybrać raczej cierpienie i cnotę, niż roskosz i występek. Matko Boża, Matko Boża, ześlji mi śmierć, gdy będę miała upaść!
Tak duszą modliła się dziewczyna, której modlitwy jej dawne na teraz wystarczyć nie mogły; znajdowała je zimnemi, często nie zrozumiałemi, jak wszyscy, którzy chcą się modlić szczerze, uciekają się do prawdziwej, do jedynej rozmyślanej modlitwy.
Klęczała długo, płakała, myślała; potem powolnie odeszła do domu, o sobie, o Edwardzie, o przyszłości dumając, spokojniejsza już nieco, bo ufna w opiece Bożej, do której jeszcze czysta uciekała się z dziecinnych lat zapałem.
Nazajutrz po nocy bezsennej, Julka nie poszła na miejsce swoje w Ostrej-bramie, wstała i pobiegła odetchnąć za miastem. Edward niespokojny, nie zastawszy jej tam, gdzie co dzień spotykał, pobiegł do mieszkania, do którego próżno kołatał, drzwi były zamknięte. Tysiąc myśli przeleciało mu najstraszniejszych po głowie, tysiąc razem niebezpieczeństw ujrzał, których nigdy nie widział dotąd, poleciał jak szalony, nie wiedząc co począć z sobą. W godzinę znowu przebiegał też ulicę, pukał do tych drzwi, a nikogo nie było, nikt nie odpowiedział. Niespokojność, domysły rosły olbrzymio, podobny szalonemu, nie umiejąc sobie poradzić stał jak słup naprzeciw mieszkania Julki, lub latał nie wiedząc dokąd, jak opętany