Spotkał ją gdy wracała do domu: a cały uradowany, przejęty, poskoczył nie patrząc co czyni.
— Na Boga! gdzieżeś była! — zawołał, — oto już dwie godziny jak szaleję, latam i ledwie z niespokojności nie zwarjuję! Co ci się stało!
— Nic mi się nie stało, — odpowiedziała Julka miarkując uczucie, które ją przejęło na widok zapału Edwarda — czułam się chorą i poszłam przejść się za miasto.
— Ależ mnie ciężką nawiedziłaś godziną! — To mówiąc otrząsnął się i odetchnąwszy, spokojniejszy, pojąwszy że nie może z nią rozmawiać w ulicy, pożegnał i uciekł.
Niespokojność ta objaśniła Edwarda o własnych uczuciach, które wprzód pojmując, sam taił przed sobą. Teraz niejako uczynił sobie wyznanie, za którem naturalnie poszło zastanowienie nad przyszłością.
— Kocham ją, — rzekł w sobie — tak jest... ale cóż z tego będzie? Mogęż się z nią połączyć? mogęż jej poświęcić świat, jego wymagania, jego prawa, krewnych, rodzinę, wszystko? kochaż mnie ona? Jeśli kocha, co za przyszłość? jaki koniec?
Na pytania nie umiał dać odpowiedzi, lecz jak zwykłe w takich razach, chwilkę zastanowiwszy się nad skutkami, nie mogąc ich wyrachować, wrócił do użycia teraźniejszości, do bezmyślnego nasycenia się swojem uczuciem, które jakkolwiek grożące nadal, roskoszne było samo w sobie. Jakże to mało jest ludzi tak wielkiego, bohaterskiego charakteru, coby przed poczynającą się namiętnością, przed jej urokami, na widok przyszłości groźnej, swojej lub cudzej, cofnęli się? Najczęściej człowiek kiedy sumienia swego zaspokoić nie umie, rozbrat
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.