Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

krości jakie są zwykle skutkiem obcowania z klasą najniższą.
— Do której i ja należę, — przerwała Julka.
— To fałsz zupełny, sama czujesz że nie, — odpowiedział młody opiekun. Ani twoje zdrowie, ani twoja młodość nie wytrwa niepokalana, nietknięta, niezwiędła w takiem życiu. Ja nie odwodzę cię od pracy, owszem, podaję ci tylko inną, umiesz roboty, z nich łatwo się utrzymasz. Mała para pokoików, które ci najmę nie będzie kosztować, wybiorę je ustronne, ciche, spokojne, daleko od oczów ludzi.
— Ale na cóż to wszystko? — z biciem serca odpowiedziała Julka, nie umiejąc opierać się mimo chęci, bo serce jej skakało do swobodniejszego życia. — Na co to wszystko, kiedy mnie i tak dobrze?
— A tak będzie lepiej, i sto razy lepiej, — rzekł Edward. — Pozwól mi się w to wdać jako opiekunowi, który cię jeszcze przecie ni razu nie zdradził.
To mówiąc wziął ją za rękę; dziewczyna była pomieszana, ćmiło się biednej w oczach, serce biło gwałtownie.
— Więc zgoda? — spytał.
O! ja sama nie wiem.
— Spuść się na mnie, ja ci źle nie życzę. To jest jaskinia nie mieszkanie, niepoczciwy sklep wilgotny, który ci zdrowie odejmie, w dzień trzeba świecy, żeby co zobaczyć! No, zgoda?
— Panie, jam ci tyle winna.
— A! nie mówże o tem. Jutro najmę zaraz mieszkanie, nie idź więcej do Ostrej-bramy. Przedaj swój kramik. Zobaczysz tak lepiej będzie! Jutro, jutro jeszcze