— Tak prędko! już! już! — rzekła dziewczyna udając obojętność. — I gdzież?
— Na Antokolu.
— Ach! tak daleko od Ostrej-bramy!
— Bodajże mnie, — rzekł Edward uderzając się w czoło, wszak w wyborze mieszkania o tem zapomniałem. Cóż kiedy całe miasto przetrząsłem, a żadnego dla ciebie stosownego nie znalazłem.
— Ach panie! sam chodziłeś?
— I cóż dziwnego? — spytał Edward, — była to tylko przechadzka. Oto masz nazwisko gospodarza i domu, bierz dorożkę, zabieraj rzeczy, ruszaj, wieczorem będę u ciebie! Musim pogadać o tem, czego ci jeszcze braknie, muszę postarać się o resztę... Może ci z początku nim się oswoisz będzie dziwnie mieszkać tak daleko od ludzi, od miasta: ale potem uczujesz roskosz wioski! Bo tam prawdziwa wieś, można zapomnieć że tuż blisko rusza się w błocie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. No, jedź!
— Nie mogę, — rzekła Julka smutnie, — wprzód jeszcze...
— Braknie ci czego? powiedz tylko.
— Muszę pójść pożegnać opiekunkę u Ostrej-bramy.
Te słowa smutnie wymówiła Julka, miała łzy w oczach. O mocy nałogu! źle jej tu było, smutno, ciasno, ciemno, nie jedno więzienie bywa weselsze, żałowała jednak swego mieszkania i swojej przeszłości: tam gdzie lat kilka przecierpiał człowiek, już wrósł częścią swojego serca, przykleił się duszą... już trudno mu się oderwać, żal mu pamiątkę życia porzucać nawet w odmianie na lepsze, jest zawsze tęsknota, bo przyszłość... zagadka, a przeszłość to część nas samych. Nie dziw też, że Julka boleśnie prawie rozstawała się z swoim smutnym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.