Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to kosztować musi! — mimowolnie zakrzyknęła Julka.
— To do ciebie nie należy! Daj pokój, jeśli mi nie chcesz zrobić przykrości. Zegarek pokaże ci godziny, bez niego trudno się obejść, miło na niego spojrzeć, często ostrzega jak przyjaciel, czasem coś przypomina.
— To, — mówił dalej, — kilka obrazków na ściany; to, lusterko, resztę sama sobie zobaczysz i poustawiasz... Jutro przywiozę ci kwiatki na okna, pieska, żeby ci służył i pilnował ciebie, inne wreszcie potrzebne sprzęty, których nie miałaś, a bez których teraz obejść się nie możesz.
— Ach! mogę, mogę, — zawołała Julka, i wolę się obejść, bo mnie przestraszasz tyle czyniąc dla mnie!
— Przepraszam! — rzekł Edward, — znowu ci więc wracają dawne strachy!
— Prawie, — szepnęła dziewczyna.
— Jeszczeż mnie nie znasz? — z wyrzutem spytał.
Ona milczała i westchnęła tylko nieznacznie, Edward nie pytał więcej, chcąc rozerwać dziewczynę, zaczął z nią obchodzić wszystkie kąty: ustawiać co mieli, wymyślać czego była potrzeba. Tak w słodkich marzeniach upłynął wieczór, późno bardzo wybrał się Edward i powrócił do domu.

X.

Ażeby uspokoić swoje sumienie, które jej wyrzucało że Edwardowi była ciężarem, nazajutrz raniuchno siadła Julka do roboty, snując w myśli projekta na przyszłość, zyski jakie jej praca dać miała. Zdawało jej się, że opłaci łatwo mieszkanie i inne życia potrzeby