Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za śliczne stworzeńko! — biorąc na ręce, odezwała się Julka. — Zaręczam, że mu u mnie dobrze będzie, będę go pieścić... będę się z nim bawić.
— Oprócz zabawy, będziesz jeszcze inną miała korzyść z niego; sama jedna mieszkasz w miejscu bardzo ustronnem, Milutki jest niezmiernie czujny i zły dla obcych, ostrzeże cię i nikogo nie dopuści.
— Podobno tego od niego potrzebować nie będę — zawołała Julka — złodzieje tu nie przyjdą, bo nie ma po co, a zresztą nikt nie zajrzy.
Edward usiadł i milcząc wpatrywał się w Julkę, która zarumieniona lekko, promienna ukontentowaniem, wydawała się w swej skromnej ciemnej sukience i różowej chusteczce na ramionach, piękniejszą niż kiedykolwiek. Czarne jej włosy uczesane gładko i zapięte w warkocze, odbijały cudnie od zawsze prawie bladej twarzyczki, którą chyba przelotne wzruszenie słabo na chwilę zarumieniało. Zgrabna wcięta kibić przechylała się jak trzcina z wiatrem: w każdym ruchu, każdem drgnieniu prawie był wdzięk nieopisany: a tem bardziej zadziwiający, tem cenniejszy, że widocznie nie wyrachowany, nie wymuszony, nie nauczony, lecz instynktowy, naturalny, a jednak nie odstępujący jej nigdy.
Sama twarz przy swej bladości przezroczystej, oświecona czarnemi oczyma, przecięta ustami drobnemi i kształtnemi, miała w sobie coś tak niepospolitego, charakterystycznego, iż obojętny nawet człowiek byłby sobie namiętność Edwarda wytłumaczył. Cóż dopiero, gdy piękne te rysy ożywiały się w rozmowie, gdy oczy migały tysiącem wyrazów coraz odmiennych, a zawsze zachwycających, gdy usta to się podnosiły uśmiechem, to zniżały smutnie i zamykały; gdy uczucia i myśli prze-