Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

się mówić, nie wiedzieć dla czego jeszcze zmrok padający szybko więcej ją czynił nieśmiałą i niespokojną.
Edward usiadł na kanapie naprzeciw niej, darł chustkę w ręku, spoglądał, zaczynał, urywał. Z tego Julka już się domyśliła ważności rozmowy, którą miał począć, drżała, przeczuwając coś niezwyczajnego.
— Jest-że ci zawsze tutaj tak dobrze jeszcze jak pierwszych dni? — spytał.
— Coraz lepiej, coraz milej — odpowiedziała — oswajam się z miejscem, kocham je coraz bardziej, i nie żałuję miasta. We środę i w sobotę chodzę do mojej patronki na mszę, a resztę tygodnia rada jestem, że nudnego miasta nie widzę i nie słyszę.
— Cieszę się, żem potrafił przeczuć, iż ci tu dobrze będzie — rzekł Edward — miasto może bawić godzinę, może nie wiele się przykrzeć przyzwyczajonemu, może wspomnieniami zajmować, gdy je widzim po długich rozłączenia latach; ale niepodobna jednak, usuwając się od zgiełku, nie uczuć się swobodniejszym.
— Ja też teraz nietylko go nie żałuję — powiedziała Julka — ale w ostatniej chyba konieczności wróciłabym do niego nazad. Tu tak spokojnie, tak miło! Ile razy chcę, mam przechadzkę, której nikt nie przerywa, samotną a piękną! Gdybym nawet chciała zgiełku, dość mi wybiedz na antokolską drogę, żeby się nim nasycić.
— Więc nic ci nie braknie? więc jesteś szczęśliwa? — spytał Edward — i niczego więcej nie żądasz? — Wymówił to wyraziście, tak, iż na chwilkę Julka się wstrzymała z odpowiedzią.
— Jestem szczęśliwa i niczego nie żądam więcej, tylko, tylko...
— A! masz więc jeszcze niespłacone życzenie?