Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jedno.
— Jakie?
— Żeby się to życie tak miłe, swobodne, nie zachmurzyło, nie przerwało; więcej nie żądam niczego. Może-bym nawet z wielu jeszcze drobnych przyjemności ustąpiła, byle się przy głównem utrzymać.
— A nigdyż nie przychodzi ci na myśl, że mogłabyś być jeszcze szczęśliwszą?
— Ja? a to jak? — spytała, udając doskonale, że nic nie pojmuje o co chodzi. — Dla mnie nie ma już we śnie nawet większego szczęścia.
— Nigdy-żeś — rzekł Edward coraz bardziej sam się mięszając — nigdy-żeś nie wspomniała na to uczucie, na miłość, która w życiu kobiety tak jest konieczną potrzebą, warunkiem szczęścia.
— A! rozumiem! — zawsze obojętnie odezwała się Julka — pan wyobrażasz sobie kobiety tak złemi, tak zepsutemi... że ich serc uczucie przyjaźni, wdzięczności, nie może zaspokoić? czyliż nie dość przyjaciela, jakim pan jesteś dla mnie, i mogłażbym myśleć o kochanku? A potem — dodała — ta miłość, którą pan wystawiasz jako potrzebę, ja ją widzę jako robaka, który życie toczy. Od niej zaczynają się zgryzoty, udręczenia, niepokoje, od niej schnie serce, więdnieje ciało, tęsknieje dusza, upadają siły. Za chwilkę może zapału, szaleństwa, trzeba potem lata pokutować! Na co mi ta miłość, czytałam o niej, a trochę i widziała po świecie, jaki jej koniec bywa.
Tą mową, której Julka potrafiła nadać akcent prawdziwości, przekonania, tak zdumiał się i pomięszał Edward, nie spodziewający się podobnego zaparcia przy-