Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

jej przyszłość, uczucie cnoty i obowiązków utrzymywały je na tej drodze. Kto wie, gdyby o nią tylko szło jedną, gdyby mogła była dać mu szczęście, choćby je długiemi łzami okupić potem miała i utratą niepowróconego nigdy pokoju duszy, kto wie, czyby się nie poświęciła: lecz ona pojmowała, iż jedna miłość może Edwardowi zepsuć całe życie, całą przyszłość, którejby potem żałował, ona pojmowała, jak raz przeszedłszy próg, zawrócić się trudno i wyrachować dokąd zajdzie.
Gdy Edward wyszedł, znużona, z twarzą rozognioną, bijącem sercem, głową zbolałą, upadła; chwyciła się za skronie, w których czuła gwałtowne bicie krwi, i bez myśli leżała długo. Zmrok padł, nie miała siły powstać. Serce jej było ściśnione, dopełnienie tego, co widziała swym obowiązkiem, drogo je kosztowało.
Nie prędko przypomniała sobie patronkę swoją i ucieczkę w modlitwie, uklękła przed obrazkiem zawieszonym u łóżka, chciała się pomodlić, sparła głowę na poduszkach i po chwili usnęła w gorączce.
Edward wyszedł od niej tak niespokojny, tak zawstydzony, gniewny, oburzony, a razem niepewny, czego się gniewał i burzył, że nie potrafił się zastanowić nad sobą i swojem położeniem. Wszystko mu się w głowie przewracało, przypomnienia rozmowy, której nie wierzył, marzenia, nadzieje: raz się gniewał i postanawiał więcej jej nie zobaczyć, to znów usiłował wmówić sobie, że ona co innego czuła, że przez pewien wstyd dziewiczy i dumę tak dziwną udawała nieczułość. Ostatnie jej wejrzenie najbardziej go o tem przekonywało, bo zadało kłamstwo słowom. Nim doszedł do domu, tysiąc przesnuł marzeń, smucił się i spodziewał, rozpaczał i roił szczęście. Nareszcie stanął na tem, że gdyby nawet w istocie