bujesz wypoczynku, nie będę ci przeszkadzał, chociaż życiebym dał, żeby zostać przy tobie!
Julka podniosła na niego oczy ździwione; pierwszy to raz usłyszała z ust jego takie wyznanie... Wczoraj jeszcze tak był zimny! — pomyślała, — cóż to się stało, mamże ja umrzeć?
— Wieczorem przyjdę się o twoje zdrowie dowiedzieć, — dodał Edward. — Wszystko czego możesz potrzebować przysłałem już, przyjąłem ci służącą, bo obca nigdy tak jak swoja nie usłuży. Nadewszystko proszę cię bądź spokojna.
Julka zaczerwieniła się, ale nic na to wszystko nie umiała odpowiedzieć.
— Dla czegoż — spytała sama siebie, — tak mi zalecał spokojność? Cóż to znaczy? Czym się ja z czem wydała? Poznał-że co się we mnie dzieje? Ach! to okropne, to okropne życie — dodała płacząc, — lepsze już były dawne moje cierpienia! O! sto razy.
Lecz gdy słaba Julka myśli i dręczy się myślami, Edward nie mniej niepewny, udręczony, szalony swojem szczęściem, z którem nie wie co zrobić, przebiega miasto, nie mogąc spokojnie chwili w miejscu usiedzieć. Jeszcze wieczór nie nadszedł, on znowu jest w domku na Antokolu, znowu u jej łóżka, wpatrując się w bladą twarz i przygasłe oczy dziewczynki, od płaczu i znużenia zaczerwienione.
Nie śmiejąc jej powiedzieć, że wie o wszystkiem, Edward przesiedział część wieczora, nie umiejąc poprowadzić rozmowy. Tu dopiero mógł ocenić wielką ofiarę dziewczynki, gdy sam na sobie sprobował, jak nietylko uczucie, lecz wiadomość obchodzącą mocno, trudno w sobie pogrześć, aby się z nią nie wydać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.