o dwojgu takich kochanków, którzyby dotrwali czyści najwyższego rozkwitnienia namiętności?
Nazajutrz około południa Edward jak był przywykł, szedł na Antokol, myślał o Julce, o sobie i o dziwaczności położenia i stosunków w których zostawali. Zadumany przebył ścieżkę stromą, zbliżył się do drzwi, wszedł do izdebki... Spotkał się z służącą.
— Gdzie pani?
— Gdzieś wyszła.
— Zapewne do Ostrej-bramy na mszą, — rzekł do siebie, — a potem na przechadzkę, poczekam na nią.
Usiadł i czekał, Julja nie przybywała, południe minęło, jej nie było. Natenczas uderzyło go dopiero, gdy spojrzawszy na jej łóżeczko, nie zobaczył nad niem obrazu Matki Bozkiej. Serce uderzyło mu gwałtownie, wzdrygnął się, porwał, przestraszył.
— Gdzieżby się podziała? — zawołał chodząc niespokojny.
— Ale to marzenie, — dodał po chwilce, — to marzenie tylko, dla czegożby...
Tu na myśl mu przyszły wczorajsze jej słowa, że miłość ich powinna się skończyć... ofiarą. Zadrżał, ale jeszcze swemu nieszczęściu nie wierzył. W tem na stole spostrzegł papier i swoje imie na nim.
Pochwycił go, to była ręka Julki; bezprzytomny rzucił się na kanapę, rozdarł go nie rozwinął i czytał.
Było tam tylko kilka słów pożegnania bolesnych, bo prostych, bo pod niemi znać było łzy i cierpienie straszne. Julka dziękowała mu za wszystko, prosiła aby jej nie szukał, błagała aby przyjął ofiarę.
— Ty, — pisała, — mam ufność w Bogu, będziesz szczęśliwy, ja pójdę tam gdzie modlitwą, poświęceniem,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.