pokorą kupię spokojność i pociechę. Dłużej być razem nie mogliśmy, a zawsze, ty wiesz, że było niepodobna.
Kończyła bolesnem pożegnaniem.
Gdy skończył czytać Edward, porwał się za włosy:
— Głupi! szalony, zbójca jestem, — zawołał — nie znałem tego anioła, nie wiedziałem jeszcze jak postąpić! Potrzebaż było straszyć ją ślubem, aby zmusić do nowej ofiary!
Rozpacz jego była istotnie okropna... nie myślał jej szukać, nie umiał, zwierzyć się lękał komukolwiek, pozostał pod ciężarem nieopisanej boleści. Sposób jeszcze w jaki ją utracił, dodawał mu żalu; bo go pozbawiał wszelkiej nadziei. Ze słów listu łatwo się było domyślić, że Julka musiała wejść do klasztoru. Chociaż do pewnego przeciągu czasu mogła jeszcze się cofnąć; niepodobna było prawie odkryć ją w mitrach klasztornych, nieprzystępnych badaniom. Druga trudność, Julka nie miała nazwiska, należała do klasy licznej, w którą wmieszana, utonęła jak w morzu.
Wszystko więc zapowiadało Edwardowi, że życie jego wśród najpiękniejszych nadziei, rozerwało się i poczerniało na zawsze.
Powolnie upływał czas Edwardowi, który nie wrócił do raz porzuconego świata i żył sam tylko w sobie. Przeniósł się on do owego domku, pod którego dachem krótkich kilka chwil przepędził z Julką. Tu ze wspomnieniami żył swemi. Wszystkie sprzęty zostały na swoich miejscach, jej łóżeczko usłane, jej robota, jej ulubione kwiatki; zdawało się, że wyszła tylko i miała