Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

powrócić za chwilkę. Lecz nie myślcie, że Edward wzdychał tylko i płakał; nie jest w naturze ludzkiej długo w ten sposób utraty czyjejkolwiek żałować. Usiłował on życie zapełnić czem więcej, oddał się nauce, a gasząc w sobie młodzieńcze ognie, zostawił tylko za całą pamiątkę młodości, wspomnienie Julki, które możeby mu snem tylko się wydało, gdyby nie to mieszkanie, przypominające ją tak żywo.
Rok upłynął, rok długi i jednaki. Napróżno starali się przyjaciele wciągnąć go w świat, rozbić tę mizantropją, w której żył i nakłonić go do przemiany sposobu życia. Bez gniewu, zimno, odpychał ich rady, dziękował za życzenia, ale pozostał jak był. Jedyną jego rozrywką, najmilszem stanowiskiem, na którem przepędzał długie czasem wieczory, modląc się; bo teraz bardziej niż kiedykolwiek stał się pobożnym, była galerja przed obrazem Matki Bożej Ostro-bramskiej. Ludzie się śmieli z nabożeństwa, nazywali to dziwactwem, on litował się nad nimi, że go pojąć nie mogli.
Z tego miejsca codzień wieczorem powracał spokojniejszy, ufny w przyszłość nieziemską, w życie lepsze, które wszystkich rozpierzchnionych przyjaciół połączy, wszystkie dłonie i serca przytuli na łonie Bożem. Tam on spoglądając na miejsce, w którem raz pierwszy ujrzał biedną sierotę płaczącą, w którem ze łzami dawno nieznanemi rzucił jej jałmużnę, mającą go z nią połączyć, tam on nie raz z westchnieniem do Matki Bożej pytał, czy ta miłość niewinna i czysta zasłużyła na tak okropny koniec? Potem korzył się przed wolą Boga i znowu nadziejami swemi wybiegał na świat lepszy.
— Jeśli nie tu, to tam, — mówił — musim się połączyć! Cierpieć, nie jestże przeznaczeniem naszem?