Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Czuł Edward, że każda przechadzka do świętego obrazu spokojniejszym go czyniła, czuł że promienie łaski, któremi Bogarodzica świat obsypuje, i na jego zranione padały serce; a im więcej ufał w Bogu, tem spokojniejszem okiem patrzał w przyszłość. Miłość jego nie zmniejszyła się, ale pobożnością umiarkowała, oczyściła, upiękniła; a była wówczas taką, że gdyby ją był świat nasz szyderski zobaczył, byłby jej nie wierzył, byłby ją nazwał szaleństwem. Edward też taił ją jak skarb w sercu.
Jednego wieczora później niż zwykle wyszedł z domu, gdy przybył do Ostrej-bramy, była prawie godzina, w której niegdyś pierwszy raz Julkę tu zobaczył. Wspomnienie tem bardziej go uderzyło w serce, że i pora była taż sama, taki sam chłodny wieczór jesienny, takież niebo, taż miasta fizjonomja, taż spokojność. A jakby na powiększenie boleści i złudzenia, w miejscu, w którem ujrzał biedną sierotę raz pierwszy, postrzegł znowu klęczącą kobietę, czarno ubraną. Serce mu uderzyło gwałtownie, stanął i modlił się, a mimowolnie oka z niej nie spuszczał. Ona obejrzała się po chwilce a widząc z odkrytą głową modlącego się mężczyznę, odwróciła się, poruszyła, przeżegnała, odeszła.
Kiedy szła Edward mógł lepiej ją rozpoznać... Suknie jej nie okazywały stanu, były czarne, skromne, na głowie miała chustkę, twarzy nie widział bo się odwróciła, lecz chód, poruszenie, coś nieopisanego przypomniały mu Julją; obejrzał się, już jej nie było. Serce jeszcze mu biło gwałtownie pod ciężarem wspomnienia, ale wkrótce ukołysała je potęga modlitwy. Bardzo późno już do domu powrócił, i długo zasnąć nie mógł, nie umiejąc sobie wracającego co chwila niepokoju wytłu-