nalegał. Posłyszawszy tylko że czterech ludzi się wybiera razem z Janaszem, rozśmiał się.
— Do zbytku — rzekł — wielka kawalkata, samowtór najwygodniej.
Nie było na to odpowiedzi.
Granice Gródeckich posiadłości z dawna były kamiennemi krzyżami poznaczone na rubieżach, na dębach też były znaki, a zewsząd wodociecze same i strumieni łożyska stanowiły szlak łatwy do poznania. Janasz i Nikita, nie spuszczając się na opowiadanie Dorszaka, w mieście dostali języka i nazajutrz do dnia, korzystając z pięknego ranka ruszyli.
Oprócz Nikity, wziął dwóch hajduków Janasz, a pozostałym pilną straż polecił na zamku. Spuszczali się od bramy ku mostowi, gdy ich tu Dorszak, ranniejszy od nich ptak, spotkał, już powracając z miasteczka.
— No! szczęśliwej drogi! — rzekł szydersko, abyście tylko przed nocą byli z powrotem, bo szmat jest do obejrzenia okolicy.
Janasz jechał nic nie odpowiadając. Zaraz miasteczko pominąwszy, wzięli się w góry i wjechali w wąwozy, któremi do granicy dostać się mieli.... Ranek był ciepły i niemal wiosenny, słońce na niebie bez chmur wyiskrzone wesoło. Nikita obeznany przez ludzi miejscowych z okolicą, prowadził.... Lecz, zaledwie wjechali w cienisty parów, nad którym zwieszały się drzewa i gałęzie poplątane... Janasz się rozpytując o różne szczegóły zagadał z Nikitą, hajducy dopomogli do rozmowy i ani się spostrzegli, jak zamiast w lewo parowem, pojechali nim wprost.... przed siebie.
Nie pomału się też zdziwili, gdy po przeszło go-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.