dzia nie mogła się od łez powstrzymać. Głos jej uspakajał go na chwilę; jak muzyką poił się nim. Spoglądał w tę stronę, z której go dochodził, potem zamykały się mimowolnie powieki.... usypiał i zrywał się pod wrażeniem strasznych snów, w których powtarzała się scena poranna.
Ani Jadzia, ani Miecznikowa szczęściem nie były ranne; obowiązek czuwania nad sobą i ludźmi dodawał im sił, chociaż i one czuły się znużonemi. Dość było tę chwilę przypomnieć, gdy się przed niemi zjawiły ohydne twarze dzikich, z których jeden już niemal rękę kładł na ramieniu pani Zboińskiej. Jadzia chodziła także jak w gorączce, lecz zajęta ciągle Janaszem, nie miała czasu rozmyślać o strasznej przygodzie swej. Gotowano ziółka, przysposabiano bandaże, modlono się pocichu i tak noc zeszła cała. Miecznikowa wiedziała, że cokolwiek uczynić można, to ksiądz Żudra z Dulębą i Nikitą dla obrony zamku przedsięwezmą. Nie rozpytywała się więc napróżno. Z północy już, widząc światła w oknach, a sam się nie kładąc Ks. Żudra zastukał do izby, w której Miecznikowa siedziała zamyślona.
— Pani moja powinna i sama iść spocząć i pannie Jadwidze toż samo polecić. Gdzież panna Jadwiga? Spi?
— Gdzie tam, mój ojcze, siedzi przy łóżku Janasza. Nie mogę jej od niego odciągnąć. Prawda, że poczciwe chłopię za nas cierpi.
— Ja ją wyręczę i jeśli potrzeba, pobędę przy nim do rana, a jej spocząć czas. Bóg wie czy następną noc spać będziemy.
— Idź-że, mój ojcze, i przyślij ją do mnie. Sadzę, że i Janaszowi też byłoby lepiej, żeby zasnął.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.