Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

ojciec ani dziad zamurowanej skrzynki nie dobyli. Ruchomości tego rodzaju święcie się w rodzinach przechowywały, nigdy ich nikt nie sprzedawał, chybaby szło o okup z niewoli pogańskiej.
Można było przypuszczać, iż owa skrzynia po dziś dzień się na zamku jeszcze znajdować musiała. Nie był to skarb tak znaczny, aby się zbyt oń troszczono, przecież ze spisu wnosząc, kilka a może kilkanaście tysięcy czerwonych złotych wynosił. Mogło być bardzo, że go ktoś tam domyślił się, wyszukał i przywłaszczył, wątpliwość wszakże zostawała, a miecznikowa gorąco się wzięła za to, że należało do Gródka jechać i skrzynię odzyskać. Tyle lat ona tam już przetrwała, iż Miecznik chciał czekać ażby się wiedeńska potrzeba ukończyła, a on sam po nią mógł się wybrać. Jejmość była przeciwnego zdania. Zdało się jej iż i Gródek obejrzeć i Dorczaka gospodarstwo w miejscu osądzić czas był wielki, a nigdy bezpieczniej się to dopełnić nie mogło jak teraz, gdy Turcy i Tatarowie gdzieindziej byli zajęci. Ofiarowała się, jako dla rozrywki, bodaj z córką jechać, zapewniając iż radę sobie da i skrzynkę przywiezie.
Zakrzyknął miecznik niechcąc na tę niebezpieczną wyprawę żadną miarą pozwolić, ale się złota Handzia uparła i na pół żartem, pół doprawdy zagroziła gniewem, jeśliby jej też, jak mówiła, na potrzebę tę iść zabroniono.
Długie o to były spory i nie jeden dzień trwające, wszakże, jak się to pospolicie dzieje, gdy jejmość czego mocno zapragnie, na swojem postawi. Nie rychło wreszcie zgodził się miecznik, choć z największą w sercu trwogą. Tatarowie choć ich znaczna część wyszła, włóczyli się nad granicami, a do-